Bogactwem galicyjskiego Borysławia były złoża ropy naftowej. Około 1840 r. funkcjonowało tam zaledwie kilka małych szybów. Pod koniec XIX w. było ich już kilkanaście tysięcy.
W tym czasie Borysław leżał na terenie zaboru austriackiego. W międzywojniu Borysław urósł pod względem obszaru do trzeciego miasta w Polsce, po Warszawie i Łodzi. Miasto wchłaniało okoliczne wsie. Jedną z nich były Tustanowice, gdzie funkcjonował zanany w Polsce szyb Oil City. W Borysławiu wybuchały co kilka lat groźne pożary. Przyczyną były niekontrolowane erupcje mieszaniny gazów i ropy pod ciśnieniem. Częste pożary i zabrudzone mazią ropną ulice dały Borysławiowi przydomek „galicyjskie piekło”.
Największy pożar w historii wybuchł 4 lipca 1908 r. ok. godz. 14.30. Przyczyną była gwałtowna burza z wyładowaniami, od których zapaliło się kilka szybów: Litwa 3, Żelazny, Hadwiga, Celebes i Oil City. Ten ostatni należał do największych w Zagłębiu Borysławskim. Właścicielem była berlińska firma Braun i Bermann. Dzienne wydobycie utrzymywało się na poziomie 2 tys. ton ropy. Obok szybu, w zbiornikach (patrz ilustracja 1) gromadzono tysiące ton ropy zapasowej. Pożar przeniósł się z szybu na te właśnie zbiorniki. Kłęby dymu i jęzory ognia sięgały na wysokość 200 m. Brak dróg i chaotyczna zabudowa uniemożliwiały podjęcie akcji ratunkowej. Ok. godziny 17.30 przybyli na miejsce starosta Stanisław Noel i komisarz górniczy Apolinary Mokry. Obaj zadecydowali o wstrzymaniu wydobycia w całym Zagłębiu Borysławskim.
W tym samym czasie czynności podjęła zawodowa straż pożarna z Borysławia. Na pobliskim wzniesieniu ustawiono kilka sikawek ręcznych, z których polewano płonące szyby i zbiorniki. Udało się jedynie zapobiec rozprzestrzenianiu się ognia. Do Borysławia przybyli również członkowie Krajowego Związku Producentów Ropy ze Lwowa. Podjęto decyzję o sprowadzeniu na miejsce zdarzenia 150 żołnierzy z jednostki saperskiej z Przemyśla. Wojsko przybyło o godz. 1.00 w nocy. Oddziały skierowano natychmiast w rejon Oil City. Saperzy usypali wokół szybu i zbiorników wał ochronny z ziemi.
Do akcji przystąpił również oddział ratunkowy „gasiciele ognia”. Ta nietypowa ekipa ratownicza składała się ze 180 osób, w większości narodowości żydowskiej, zatrudnionych na stałe jako robotnicy w tamtejszych kopalniach. W zakresie ich obowiązków był udział w akcjach ratowniczych przy pożarach szybów. Przy Oil City podzielono „gasicieli” na dwie grupy. Ich zadaniem było noszenie na plecach worków z ziemią i gliną, i wrzucaniu ich z bliskiej odległości w ogień. Każdy gasiciel nosił na głowie mokry kaftan, szmatę lub ręcznik, co izolowało go od ciepłoty. Po wrzuceniu ziemi, gasiciel wracał po nowy worek. Worki napełnili saperzy z Przemyśla. W ten sposób ziemia tłumiła ogień i dusiła wydobywające się gazy. Dzięki temu zmniejszała się z godziny na godzinę powierzchnia pożaru i odległość konieczna do dotarcia do szybu. Dogaszanie samego szybu trwało kilka dni.